Pan Pan
370
BLOG

Z życia wzięte - Opowieść wigilijna.

Pan Pan Kultura Obserwuj notkę 1

Ranek. Wstałem po strasznie nie przespanej nocy. Mój szef kazał mi podpisywać jakieś papierki, a najlepiej zrobiłbym z nich ognisko, no ale szef to rzecz święta... Jak zawsze  podeszłemu wyrwać kartkę z mojego kalendarza, który wisiał na lodówce. 23 grudnia 2010.

O matko ! Jutro już wigilia!

A czym się będę przejmował? - pomyślałem idąc do łazienki, aby umyć zęby. Żona wszystko załatwi i będzie okey, a ja tylko się najem, pośpiewam kolędy i będę się uśmiechał - nic prostszego powiedziałem sobie w myśli.

Zjadłem obfite śniadanko (które oczywiście zrobiła moja żonka Krysia) i szykowałem się do wyjścia.

-Kochanie proszę cię o  jedno kup tylko naszej Małgosi jakiś prezent, nie mam czasu snuć się teraz po sklepach, mam tu tyle roboty - westchnęła rozżalona żona.

-Dobrze znajdę coś dla mojego aniołka, pojadę do super marketu od razu kiedy skończę prace w biurze.

Uradowany wyszedłem, aby  odpalić mojego pięknego mercedesa.

-Tylko nie zapomni o tym upominku Piotrze, mam nadzieje że wybierzesz dla  malej coś ładnego, a i kup jeszcze śliwki na kompot z suszu - krzyczała stojąc w drzwiach.

-Nie zapomnę, na pewno do zobaczenia wieczorem.

Pomachałem jeszcze tylko do naszej dobrej sąsiadki i wsiadłem do samochodu.

Co by jej kupić, lalek nie lubi, kosmetyki - to jeszcze za mała, perfumy też nie, może jakąś maskotkę - mówiłem do siebie. Ja nie mam takiego gustu, Krysia powinna jechać po prezent, a ona wysyła mnie! Zwariować można z tymi kobietami.

Po ciężkiej robocie w biurze, poszedłem życząc wszystkim pracownikom "wesołych świąt", bo mój łaskawy szef dal mi jutro wolne. Jechałem windą, wydawało mi się, że czas się dłuży. Wreszcie dotarłem na podziemny parking naszej firmy.

Tak jak obiecałem mojej żonie, prosto z pracy pojechałem do najbliższego super marketu, po prezent dla Małgosi i po śliwki. Wybierałem, wybierałem, przeszedłem się po kilkunastu sklepach i nic. Dopiero po dłuższym czasie dotarłem do sklepu z maskotkami. Ile tam było ludzi, ojeju ciesze się, że w ogóle się tam dostałem. Znalazłem tam chyba z 10 pluszowych misiów i miałem dylemat, którego z nich wybrać.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Nie znalem numeru, który mi się wyświetlił, ale i tak  odebrałem.

-Pan Piotr?

Usłyszałem kobiecy, bardzo zdenerwowany głos.

- Kto mówi? - zapytałem zaniepokojony.

- To ja, pańska sąsiadka.

-Teresa? Co się stało? dlaczego jesteś taka zdenerwowana?

-Pańska, zona, ona, ona...-słowa nie przechodził jej przez gardło.

-Co, co z moją żoną? co się stało?- klienci sklepu spoglądali na mnie jak na wariata.

-Ona chyba umiera, dostała zawalu. Przyjeżdżaj, szybko, zadzwoniłam już na pogotowie, będą za piec minut. Przyjeżdżaj Piotr. - łkała.

Szybko wybiegłem z sklepu, wsiadłem do samochodu. Popędziłem do domu. Ręce mi się trzęsły, musiałem się uspokoić.

Po kilkunastu minutach bylem już w domu, karetka stała na pojeździe. Grupka ludzi z ulicy stała i się patrzała. Drzwi do domu były otwarte, Teresa trzymała moją córkę w obięciach, a ja podbiegłem przerażony do mojej żony.

-Ona już nie żyje - powiedział smutnym głosem jeden z ratowników medycznych.

Zacząłem się dusić, ratownicy musieli mi pomoc,

Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, Jutro miała być wigilia, miało być wspaniale, choinka ubrana, ryby już w panierce, ciasto w piekarniku...Mialy to być kolejne święta razem, a teraz wszystko straciło sens.

Kręciło mi się w głowie, myśli szalały jak opętane, straciłem panowanie nad sobą, rozpłakałem się.

Małgosia do mnie podeszła i przytuliła mnie mocno. Rozumieliśmy się bez słów, płakaliśmy razem. Ratownicy zabrali Krysię do kostnicy.

-Zostanę z wami - szepnęła Teresa.

Nic nie odpowiedziałem.

Święta Bożego Narodzenia nie będą już takie same - pomyślałem z goryczą.

 

 

 

 

 

 

Pan
O mnie Pan

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura